Będzie to historia o tym, jak jeden z naszych zespołów pracujący przy projekcie New Student Experience, Luz Mentalny, wkroczył na drogę Human-Centered Design i udało mu się na niej nie zgubić. Oraz o tym, ile radochy i “radochy” spotkał na tej drodze.
Kiedy dostaliśmy na własność jeden z legacy projektów (ktokolwiek pracował z tego typu projektami wie, ile to “radochy”), naszym największym marzeniem była zmiana interfejsu aplikacji tak, żeby nie wyglądała jak największy koszmar użytkownika.
OK, skłamałam. Naszym największym marzeniem było mieszkać na tropikalnej wyspie, ale interfejs był na tej liście dość wysoko.
Wiedzieliśmy, że to przedsięwzięcie będzie trudne z wielu powodów. Przede wszystkim, nasza aplikacja miała już sporą liczbę użytkowników. Po drugie, wielu z naszych użytkowników pracowało w charakterze freelancerów, co dość ograniczało nasze możliwości zbierania feedbacku. W końcu – byliśmy jak Jon Snow szeroko pojętego usability – nic nie wiedzieliśmy.
Ale chwila, czy nie o to chodzi w “Agile’u”, żeby robić najlepszy użytek z tego, co mamy pod ręką? W końcu mieliśmy dużą grupę naszych użytkowników tuż po drugiej stronie korytarza (a jeśli wierzyć Google Analytics, właśnie ta grupa generowała największy odsetek aktywnych sesji), mieliśmy naszego Front-endowca, Marcina (a.k.a Szyszkę), pasjonata wszystkiego, co związane z UX-em. W końcu – naprawdę, ale to naprawdę chcieliśmy coś zmienić. Dodatkowo, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, nadarzyła się okazja, aby wziąć udział w szkoleniu Human-Centered Design. Kiedy więc zapisaliśmy się na kurs – nie było powrotu. Udało nam się zebrać kilka osób z różnych zakamarków naszego biura: deweloperów zaangażowanych w budowę naszej aplikacji, deweloperów z innych projektów, nawet kogoś z Supportu czy Administracji i zaczęliśmy planowanie testów użyteczności.
Z zajęć na zajęcia nabieraliśmy coraz większej pewności w budowaniu i testowaniu naszych hipotez oraz szkicowaniu scenariuszy testowych. Na początku chcieliśmy przetestować wszystko z każdym, ale ponieważ było to po prostu niemożliwe, skupiliśmy się na 3 grupach:
- Lokalni użytkownicy – mający doświadczenie z używaniem naszej i podobnych aplikacji, zorientowani technicznie i zmotywowani do poznawania nowych narzędzi.
- Przedstawiciele społeczności deweloperów naszej firmy – “techniczni” eksperci, ale bez doświadczenia w używaniu naszej aplikacji.
- Inni – nie pracujący wcześniej z naszą, ani podobnymi aplikacjami. Potraktowaliśmy tę grupę jako zastępstwo wspomnianych wcześniej freelancerów, którzy widzą narzędzie po raz pierwszy i muszą zacząć pracę najszybciej jak to możliwe. Dla nas była to najważniejsza grupa, ponieważ chcieliśmy, aby narzędzie, które budujemy było jak najbardziej intuicyjne dla nowych użytkowników.
Po kilku sesjach z użytkownikami i eksperymentach z tworzeniem contentu, mieliśmy wstępne projekty nowego interfejsu. Wiele z nich powstawało spontanicznie na ścianach i przypadkowych kartkach papieru.
Kolejna runda weryfikacji naszych założeń i pierwsze zmiany zaczęły pojawiać się w naszej aplikacji. I dostawały pozytywny feedback! Spróbujcie sobie wyobrazić jak dumni byliśmy!
Oczywiście to nie koniec. Ciągle pytamy, ciągle się uczymy i, co najważniejsze, ciągle testujemy nasze założenia, bo… możemy się mylić 🙂